Wybierz kontynent

Albrecht Schuch o roli w „Pawiu zwyczajnym”: trudno jest zagrać kogoś bez właściwości

Matthias wchodzi do pokoju pełnego ludzi i nic się nie zmienia. Zupełnie jakby był kartką, która spadła na stół i czeka, aż ktoś coś na niej napisze, bo tylko wtedy nabierze znaczenia - powiedział PAP Albrecht Schuch. Film „Paw zwyczajny” z udziałem niemieckiego aktora trafi do kin 22 sierpnia.

Fot. PAP

„Paw zwyczajny” w reżyserii Bernharda Wengera to satyra pełna nieoczekiwanych sytuacji i błyskotliwego humoru. Główny bohater Matthias (w tej roli Albrecht Schuch) jest eleganckim mężczyzną o nienagannych manierach, zatrudnionym w agencji The Good Company. Jego praca polega na towarzyszeniu klientom podczas różnych wydarzeń biznesowych, towarzyskich i kulturalnych. Matthias wzorowo wciela się w role partnerów w interesach, ojców, synów i przyjaciół. Pokazanie się publicznie u jego boku stanowi niemal gwarancję satysfakcji, prestiżu i uznania w oczach innych. Jednak zawodowy sukces mężczyzny nie oznacza, że w jego życiu prywatnym wiedzie się dobrze. Partnerka Matthiasa Sophia (Julia Franz Richter) ma dość tego, że to ona musi podejmować wszystkie decyzje w związku. Stoicki spokój ukochanego doprowadza ją do szału. W końcu wyprowadza się z willi. Rozstanie z Sophią skłania bohatera do rozważań na temat własnej tożsamości, celów i wartości w życiu.

Obraz zaprezentowano premierowo podczas ubiegłorocznego Tygodnia Krytyki w Wenecji. PAP rozmawiała z Albrechtem Schuchem 1 września 2024 r. Tego dnia w Saksonii i Turyngii, z której pochodzi aktor, odbywały się wybory do landtagów.

PAP: Spotykamy się w dniu bardzo ważnym dla Niemiec. Śledzisz wstępne informacje z lokali wyborczych?

Albrecht Schuch: Tak. Ciekawi mnie, jak potoczą się sprawy. Niestety, wszyscy wiemy, jaki może być wynik. Wciąż jednak towarzyszy mi nadzieja, że ten scenariusz się nie ziści. Uważam, że nadszedł czas, aby każdy z nas zaangażował się w życie społeczne. Demokracja to coś więcej niż wybory, które odbywają się co kilka lat. To codzienna praca, troska o dobro wspólne. Sami decydujemy, jaki wysiłek możemy podjąć – czy chcemy zaangażować się w działalność polityczną albo rozmawiać z ludźmi na ulicach. Istnieją różne sposoby, by pokazać, że los ojczyzny leży nam na sercu.

PAP: Co dla niemieckiej kultury oznaczałaby wygrana skrajnie prawicowej AfD?

A.S.: Sądzę, że osoby, które zagłosują na tę partię, szybko tego pożałują. Dostrzegą, że rządy skrajnej prawicy nie wywołają zmian, na których tak im zależy. Doprowadzą natomiast do destrukcji społeczeństwa obywatelskiego. Ci wyborcy nie chcą przekonać się, jak wygląda życie w takiej zbiorowości. Prawdę mówiąc, trudno mi zrozumieć, dlaczego ludzie głosują na partie populistyczne. Wierzę jednak, że będą pluć sobie w brodę. Oczywiście, zakładając, że sytuacja potoczy się tak, jak wielu z nas przypuszcza.

PAP: Zaczęliśmy od polityki, ale przejdźmy do filmu, w którym wystąpiłeś. Twój bohater Matthias to prawdziwy mistrz w swoim fachu. Jednak w życiu prywatnym czuje się zagubiony. Nie wie, kim jest. Samemu sobie wydaje się nierzeczywisty. Miałeś kiedyś podobne poczucie?

A.S.: Owszem. Wiem, jak to jest troszczyć się o wiele postaci do tego stopnia, że brakuje już przestrzeni dla samego siebie. W przeszłości zdarzało mi się zapomnieć nacisnąć przycisk „stop”, by wrócić do własnej osobowości. Oczywiście, byłem sobą, ale skupiałem się na przygotowaniach do roli. Grałem mroczne postaci, a później nie wykonywałem całej tej pracy niezbędnej do tego, by odciąć się od bohatera. Skutek? Popadałem w stan emocjonalnego odrętwienia, wyczerpania, a nawet w depresję. Dopiero po sześciu latach w zawodzie zrozumiałem swój błąd. Od tamtej pory zawsze podkreślam, jak ważne dla aktorów jest sięganie po narzędzia, które pomogą im wrócić do siebie.

PAP: I oto przyszło ci zagrać Matthiasa, który – jak ty kiedyś – nie przejmuje się takimi kwestiami. Służy ludziom o różnych charakterach, zaniedbując własne potrzeby, swoich bliskich. W rezultacie zostaje sam.

A.S.: Mój bohater zapomina, że relacja miłosna oznacza ciągłe zaangażowanie obu stron i że nie zawsze jest to przyjemny, radosny wysiłek. Zaczęliśmy od tematu politycznego, więc nawiążę jeszcze do tego. Związek - tak jak demokracja - to nieustanna praca. Post na Instagramie, podniosły cytat lub oświadczenie dotyczące sytuacji politycznej nie są wystarczającym wyrazem zaangażowania. Trzeba być aktywnym. Najłatwiej narzekać na sytuację, rozkładać bezradnie ręce i mówić, że to nie nasza wina, bo to nie my podejmujemy decyzje. Mamy naprawdę wiele możliwości, by się zaangażować.

PAP: Wspomniałeś wcześniej o czarnych charakterach, które grasz. Bodaj najmroczniejszy był Reinhold z filmu „Berlin Alexanderplatz”. To człowiek całkowicie nieobliczalny, którego każda obecność na ekranie wywołuje podskórny niepokój - niemiecki Joker, jeśli mogę użyć takiego porównania. Matthias jest jego kompletnym przeciwieństwem. Właśnie dlatego zainteresowała cię ta rola?

A.S.: Uznałem, że muszę uczestniczyć w tym projekcie, z kilku powodów. Przede wszystkim bardzo spodobał mi się scenariusz i chciałem obejrzeć obraz zrealizowany na jego podstawie. Do tego stopnia, że początkowo miałem wątpliwości, czy powinienem zgłosić się na casting. Bo może lepiej byłoby po prostu zobaczyć film? Tak wiele było w tekście Bernharda rzeczy, które lubię. Pewne aspekty historii przywodziły mi na myśl kino Yorgosa Lanthimosa lub Rubena Östlunda. Ostatecznie jednak wziąłem udział w przesłuchaniach. Okazały się one najboleśniejszym doświadczeniem castingowym w moim życiu.

PAP: Dlaczego?

A.S.: Na etapie castingu wiemy tylko, jakie emocje towarzyszą nam po przeczytaniu tekstu. Nie znamy dobrze postaci, bo jeszcze nad nią nie pracowaliśmy. Problem z Matthiasem polegał na tym, że jest osobą niezwykle powściągliwą. Jego emocje są przygaszone, ukryte głęboko w sercu. Nie wiedziałem nawet, jak to nazwać. A już pojęcia nie miałem, jak osiągnąć taki stan poprzez grę aktorską. Zastanawiałem się, co mogłoby ożywić mojego bohatera, czy w ogóle jest w nim jakieś życie, a jeśli nie – co to oznacza? Od samego początku staraliśmy się stworzyć słownik tej postaci, który umożliwi nam określenie jej stanów – co to znaczy, gdy człowiek nie ma emocji lub odchodzi od siebie. To kolejny aspekt, który mnie zainteresował. Trudno jest zagrać kogoś bez właściwości. Kogoś, kto wchodzi do pokoju pełnego ludzi i nic się nie zmienia. Zupełnie jakby był kartką, która spadła na stół i czeka, aż ktoś coś na niej napisze, bo tylko wtedy nabierze znaczenia.

Matthias staje się robotem, cieniem lub echem własnej osobowości. Jego stan można opisać na wiele sposobów. Powoli zbliżaliśmy się do sedna, aż w końcu udało nam się to uchwycić. Efekt można zobaczyć na ekranie. Ale prawdą jest, że ta postać jest inna niż ludzie, których grałem do tej pory. Moi poprzedni bohaterowie wchodzili do pokoju z pewną energią, prawda? Tutaj tak nie było. Często miałem ochotę krzyczeć do Matthiasa: wyjdź stąd, powiedz coś, zrób coś. Rozmowy, które prowadził, wydawały mi się echem, a reakcje wywoływały kolejne echa. To było bolesne.

PAP: Podobno pracując nad gestykulacją Reinholda, inspirowałeś się Tomem Waitsem i Davidem Bowiem. A jak było tym razem? Odbyłeś podróż do Japonii, gdzie popularne są usługi rent-a-friend, i podpatrywałeś osoby zajmujące się towarzyszeniem innym?

A.S.: Nie. Wystarczyły mi opowieści Bernharda Wengera, który właśnie w Japonii po raz pierwszy spotkał osobę pracującą w tej branży. Jego wizja była na tyle wyrazista i klarowna, że stwierdziłem, iż dodanie czegokolwiek byłoby przesadą. Bernhard wiedział, jak powinien wyglądać każdy element tej historii – od kostiumów i scenografii, przez charakteryzację, aż po grę aktorską. Wymyślił, co dokładnie mają mówić postacie, a nawet jaka mimika będzie dla nich odpowiednia. Uświadomiłem sobie, że to bardzo dobrze koresponduje z filmem, w którym główny bohater jest ograniczony przez swój typ osobowości. Matthias żyje w robotycznym świecie, postanowiłem więc podążać za wizją Bernharda.

PAP: To, że „Paw zwyczajny” jest jego pełnometrażowym debiutem fabularnym, miało dla ciebie znaczenie? Jako aktor o ugruntowanej pozycji chciałbyś wspierać nowe głosy w kinie?

A.S.: Tak, to bardzo ważne. Bernhard ma niesamowicie precyzyjną, silną wizję i warto mu sekundować. Tym bardziej w dobie, w której wielu filmowców-wizjonerów traci rezon, potykając się o różne przeszkody. Nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością, w której studia filmowe chcą im dyktować, w którą stronę pójść, by produkcja osiągnęła zysk. Wspieranie kina autorskiego jest istotne, ponieważ filmy z tego nurtu promują indywidualizm, niezależność myślenia i działania. Poruszając złożone tematy, ukazują różne spojrzenia na świat i ludzi. Bez nich twórczość filmowa byłaby jednowymiarowa. Nie można kierować się w sztuce wyłącznie liczbami, prawda?

PAP: Zdecydowanie. A czym ty kierujesz się, przyjmując propozycje? Niewątpliwie masz świetną intuicję – wystąpiłeś w najważniejszych niemieckich produkcjach ostatnich lat, łącznie z docenionym czterema Oscarami „Na Zachodzie bez zmian” Edwarda Bergera.

A.S.: W pierwszej kolejności patrzę na bohatera lub – szerzej – na scenariusz. Następnie na reżysera, jego wizję i podejście do dzieła, a w dalszej kolejności – na współpracowników. To mój magiczny trójkąt. Kluczowe jest zwrócenie się na zewnątrz. Jeżeli wyczuwam, że dany twórca spogląda na resztę ekipy z góry, od razu tracę zainteresowanie projektem. Chcę pracować wyłącznie w środowisku, w którym panuje zasada równości i wzajemny szacunek. Takie warunki znalazłem chociażby u wspomnianego przez ciebie Edwarda Bergera.

Rozmawiała Daria Porycka (PAP)

Albrecht Schuch (ur. 1985 r.) jest niemieckim aktorem, absolwentem Uniwersytetu Muzyki i Teatru Felixa Mendelssohna-Bartholdy'ego w Lipsku. Zadebiutował w 2011 r. w „Westwind” Roberta Thalheima. W 2020 r. zdobył dwie Niemieckie Nagrody Filmowe – za pierwszoplanową rolę w „Błędzie systemu” Nory Fingscheidt i drugoplanową kreację w „Berlin Alexanderplatz” Burhana Qurbaniego. W 2022 r. kolejny raz sięgnął po statuetkę dla najlepszego aktora pierwszoplanowego – tym razem dzięki filmowi „Thomas Brasch” Andreasa Kleinerta. W 2023 r. Niemiecka Akademia Filmowa doceniła jego występ w „Na Zachodzie bez zmian” Edwarda Bergera. Rola Stanislausa Katczinsky’ego zapewniła mu także nominacje do nagrody BAFTA oraz Irlandzkiej Nagrody Filmowej i Telewizyjnej.

Nowy film z udziałem Schucha „Paw zwyczajny” będzie można oglądać w polskich kinach od 22 sierpnia. Dystrybutorem obrazu jest Stowarzyszenie Nowe Horyzonty.

dap/ wj/ dki/

O Autorze

PAP Redaktor

© PowiemPolsce.pl

Dziedzictwo Wolności - Polacy na świecie

Miejsca Polaków na świecie

Zapisz się do newslettera

Jesteś tutaj