Wybierz kontynent

Dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej: W muzyce musi być miejsce na oddech

Miałem wielkie szczęście, że spotkałem wybitnych ludzi, a oni nauczyli mnie wrażliwości i otwartości na drugiego człowieka. W muzyce, którą pojmuję jako język, musi być miejsce na oddech – mówi PAP maestro Krzysztof Urbański, od sezonu 2024/2025 dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej w Warszawie.

Fot. PAP

PAP: W koncercie 13 czerwca zamykającym obecny sezon poprowadzi pan Orkiestrę Filharmonii Narodowej w IX Symfonii Ludwiga van Beethovena. Czy ten finał będzie zarazem początkiem częstszych pańskich kontaktów z warszawską publicznością?

Krzysztof Urbański: Będzie to mój pierwszy koncert od czasu objęcia stanowiska dyrektora artystycznego Filharmonii Narodowej. Mam nadzieję, że publiczność wybaczy mi dotychczasową absencję, która wynikała z faktu, że posadę zaproponowano mi po koncercie w grudniu 2023. Zaznaczyłem wówczas, że na scenie Filharmonii mogę pojawić się dopiero od sezonu 2025/2026 ze względu na podjęte już wcześniej zobowiązania, kalendarz występów układam z co najmniej dwu-, a nawet trzyletnim wyprzedzeniem. Udało mi się jednak wygospodarować tydzień w czerwcu i zaplanować ten jeden koncert na zakończenie sezonu, z czego bardzo się cieszę.

Tym bardziej, że w programie IX Beethovena, utwór symboliczny, doskonale wpisujący się w moją wizję Filharmonii jako instytucji radosnej, emanującej pozytywną energią. A od września będę już w pełni wypełniał swoje zobowiązania dyrygenckie i poprowadzę minimum siedem programów abonamentowych rocznie.

PAP: Co, zważywszy na pański czteroletni kontrakt, daje liczbę około 22 koncertów.

K.U.: Tak, właśnie tyle podwójnych wieczorów koncertowych poprowadzę w najbliższych sezonach. Dodatkowo wraz z moimi współpracownikami zaplanowaliśmy sesje nagraniowe oraz liczne tournée. Wystąpimy w salach koncertowych w Polsce, Wielkiej Brytanii, Europie i Azji. Będziemy budować silniejszą obecność Filharmonii Narodowej w kulturalnej przestrzeni Warszawy, ale także na europejskiej i światowej scenie muzycznej. A do sali na Jasnej zapraszamy na koncerty z dobrze znanych serii abonamentowych, a także na nowe formaty.

PAP: Publiczności, atmosferze i energii Sali Koncertowej, która będzie przyciągała słuchaczy, poświęcił pan sporo miejsca w swoim programie. Obejmując stanowisko dyrektora zaznaczył pan też, że pragnie, aby najbliższe lata w Filharmonii Narodowej były nowoczesne, otwarte, przepełnione pozytywnym duchem.

K.U.: Mijający sezon wykorzystuję na poznanie instytucji od środka, z perspektywy muzyków z orkiestry i chóru, ale także pracowników administracyjnych. Staram się słuchać i szukać jak najlepszych rozwiązań. Pracuję nad polepszeniem akustyki sali koncertowej, wprowadzam usprawnienia w codziennej pracy muzyków. Próbuję tworzyć pozytywną atmosferę w Filharmonii na wszystkich poziomach, usprawniam komunikację i widzę, że to już przynosi efekty.

Wsłuchuję się w oczekiwania naszych odbiorców. To wspaniała publiczność, o wyrafinowanym guście, doceniająca arcydzieła muzyki klasycznej, ale także ciekawa i otwarta na nowe odkrycia. Wraz z moimi współpracownikami tworzymy bogatą propozycję wydarzeń kulturalnych, które mam nadzieję spodobają się naszym słuchaczom, ale również otworzą filharmonię dla nowej widowni.

PAP: Nasuwa się zatem pytanie o plany na przyszły sezon, o wizję, jaką ma pan jako szef Filharmonii Narodowej.

K.U.: Niestety, nie mogę jeszcze tego zdradzić. Nasze plany artystyczne na sezon 2025-2026 przedstawimy wkrótce. Z satysfakcją jednak mogę powiedzieć, że na najbliższe sezony udało nam się zaprosić naprawdę znakomitych artystów: solistów i – co mnie bardzo cieszy – dyrygentów. To znane nazwiska, ale i gwiazdy, które wystąpią w Warszawie po raz pierwszy. Cieszę się, że mogłem skorzystać z kontaktów, jakie przez lata udało mi się wypracować w europejskich i światowych agencjach artystycznych, a zwłaszcza z bezpośrednich znajomości, często przyjaźni, z konkretnymi artystami.

PAP: Jak będzie pan łączył stanowisko dyrektora Filharmonii Narodowej ze zobowiązaniami w szwajcarskim Bernie?

K.U.: Mój kontrakt w Szwajcarii nie koliduje z Warszawą. W Berner Symphonieorchester jestem głównym dyrygentem i zakres moich obowiązków jest inny niż w Filharmonii Narodowej. Poza tym współpracuję z Orkiestrą della Svizzera Italiana jako główny dyrygent gościnny, a także występuję z innymi zaprzyjaźnionymi orkiestrami. Kluczem do łączenia tych wszystkich zobowiązań jest dobre planowanie. Ale także dbanie o dobry balans, znalezienie przestrzeni na zatęsknienie za muzyką, by wracać na scenę z dobrą energią.

Nawiązując do poprzedniego pytania o przyszły sezon chciałbym dodać, że właśnie dzięki mojej współpracy z różnymi orkiestrami Filharmonia Narodowa „współzamówiła” utwór u wybitnego francuskiego kompozytora Guillaume'a Connessona. Jest to, moim zdaniem, jeden z najbardziej utalentowanych żyjących kompozytorów. Polska premiera utworu będzie miała miejsce w grudniu podczas specjalnego koncertu tematycznego, już teraz serdecznie zapraszam.

PAP: Ma pan doświadczenie w pracy z wieloma słynnymi zagranicznymi orkiestrami. Jak to jest, kiedy młody dyrygent staje przed orkiestrą w Stanach Zjednoczonych, Norwegii, Niemczech, Japonii?

K.U.: To niesamowite doświadczenie móc poznać tak różne kultury. Każde z tych miejsc nauczyło mnie czegoś innego. W Stanach dowiedziałem się, że „time is money" nie jest pustym hasłem i że efektywność pracy jest bardzo ważna. Problemy należy rozwiązywać pojedynczo, a dobra komunikacja w zespole jest kluczowa.

W Norwegii nauczyłem się, że filharmonia - artyści i personel za kulisami - to ludzie interesujący, kreatywni i wrażliwi na piękno. Warto ich słuchać.

W Tokio odkryłem, że każda firma, a więc i placówka kultury, musi działać jak niezawodny mechanizm. Sukces polega na zrozumieniu, że nawet w rozbudowanej hierarchii stanowisk każdy musi wiedzieć, za co jest odpowiedzialny. Dyrektor nie jest ważniejszy od jakiegokolwiek innego pracownika, po prostu ma inne obowiązki i zadania.

Natomiast z pracy w Niemczech wyniosłem przekonanie, że na końcu najważniejsza jest muzyka. Artyści w orkiestrze potrzebują przestrzeni do rozwoju swojego talentu, a dyrygent powinien ich wspierać.

Te wszystkie doświadczenia wzbogaciły mnie jako dyrygenta. ale także jako człowieka. Myślę, że dzięki nim inaczej patrzę na nowe wyzwania.

PAP: Jakie są dziś istotne nurty w dyrygenturze, w sztuce prowadzenia orkiestr?

K.U.: Zacznę z innej strony, od pytania o rolę dyrygenta. Moim zdaniem to osoba, która ma wskazywać cel, wspierać i motywować. Oczywiście metody osiągnięcia tego celu mogą być różne, a każdy dyrygent ma niepowtarzalny zasób środków wyrazu, które stosuje do przekonania artystów do podążania w danym kierunku. Trudno sobie jednak wyobrazić, by wzorzec dyrygenta-tyrana, tak popularny przez niemal stulecie, mógł sprawdzić się jeszcze w XXI wieku. Dużo lepsze efekty artystyczne można osiągnąć, zapewniając przyjazne warunki wszystkim muzykom. Trzeba pamiętać o tym, że wszyscy jesteśmy jedną drużyną i gramy do tej samej bramki.

PAP: Tyrania na pewno nie, ale charyzma jest przydatna, a może nawet niezbędna.

K.U.: Oczywiście charyzma i umiejętności przywódcze są mile widziane. Ale przede wszystkim trzeba umieć słuchać i być zdolnym do kompromisu. Balansować pomiędzy własną wizją a tym, co artyści orkiestry czy chóru mają do zaoferowania. Miałem wielkie szczęście, że spotkałem na swojej drodze wybitnych ludzi, a oni nauczyli mnie wrażliwości i otwartości na drugiego człowieka. W muzyce, którą pojmuję jako język, formę komunikacji, musi być miejsce na oddech.

PAP: Jaki jest zestaw metod, sposobów, jakimi się pan posługuje do komunikacji z muzykami?

K.U.:: Oczywiście istnieje cały zasób werbalnych i niewerbalnych środków, jakich dyrygenci używają na próbach, podczas pracy z orkiestrą. Nie jest to jednak tak ważne, jak można przypuszczać. Ruch ręką jest tylko ruchem, jeśli nie ma w nim prawdy. Niektórzy z najwybitniejszych dyrygentów w historii nie mieli dużych umiejętności technicznych, a i tak dochodzili do absolutnie wybitnych efektów artystycznych. Bo przecież dyrygowanie to nie nabijanie tempa, a proces mający początek w sercu.

PAP: A jaki repertuar szczególnie pan lubi i ceni?

K.U.: Zacznę od mojej prywatnej perspektywy patrzenia na muzykę. Już jako nastolatek zafascynowany byłem brzmieniem orkiestry symfonicznej. Ile emocji wzbudzał we mnie „Don Juan” Straussa czy „Święto Wiosny” Strawińskiego! Starałem się zrozumieć jak to możliwe, by te znaki na pięciolinii zagrane przez orkiestrę miały taki wpływ na słuchacza. Na studiach poznałem literaturę symfoniczną i całkiem przepadłem. Nie ma nic bardziej idealnego niż symfonie Brahmsa czy Lutosławskiego. Tam odnalazłem swoje miejsce. W czasie wolnym sięgam jednak do zupełnie innych sfer i światów muzycznych; spotkać mnie można nawet na koncertach popowych. Ten zupełnie inny krajobraz dźwiękowy przynosi mi dużo przyjemności, daje inne spojrzenie. Ale potem i tak z niecierpliwością czekam, aby wrócić do wielkiej muzyki symfonicznej.

Jako dyrektor artystyczny patrzę szerzej na repertuar. Narodowa instytucja kultury ma swoją misję i moim obowiązkiem jest zaprezentować naszej publiczności arcydzieła muzyki klasycznej. Jako główny dyrygent poprowadzę orkiestrę w „żelaznym repertuarze”, czyli symfoniach Brahmsa, Beethovena, Czajkowskiego, Szostakowicza, Mahlera czy Brucknera. W tych wykonaniach zostawiamy cząstkę siebie, to znak naszych czasów, który pozostanie w historii Filharmonii Narodowej. W planowaniu przyszłych sezonów z moim współpracownikami zwracamy również szczególną uwagę na muzykę polską, aby zapewnić jej należne miejsce. I poszerzamy horyzonty o muzykę nową.

PAP: Proszę przypomnieć, jak to wszystko się zaczęło, jak wyglądał początek pana światowej kariery.

K.U.: Miałem dużo szczęścia. W 2007 roku wygrałem konkurs dyrygencki w Pradze. A kilka miesięcy później poprowadziłem Orkiestrę Filharmonii Narodowej na koncercie dyplomowym. Moje losy związały się z Filharmonią na dwa kolejne lata, kiedy maestro Antoni Wit zaproponował mi posadę dyrygenta-asystenta. Ten czas był kluczowy dla mojego rozwoju. Nauczył mnie cennych umiejętności dyrygenckich, ale też odporności na stres. A dzięki koncertowi, który poprowadziłem w zastępstwie maestro Kazimierza Korda, zostałem zauważony przez świat muzyczny i moja kariera nabrała tempa.

Dziś moja praca w Filharmonii jest formą spłacenia długu wobec tej wspaniałej instytucji i jej pracowników. I uchylę tutaj rąbka tajemnicy: bardzo się cieszę, że klamrę dla sezonu 2025/2026 będą stanowić dzieła z dwóch wcześniej wspomnianych przeze mnie koncertów, czyli „Carmina Burana” Orffa i „Święto Wiosny”. Dla mnie to piękna podróż sentymentalna.

Rozmawiała Anna Bernat (PAP)

Krzysztof Urbański urodził się 17 października 1982 w Pabianicach. W warszawskiej Akademii Muzycznej był uczniem prof. Antoniego Wita. Swoje umiejętności dyrygenckie rozwijał podczas kursów mistrzowskich prowadzonych przez prof. Kurta Masura. W latach 2007-2009 był dyrygentem-asystentem maestra Antoniego Wita w Filharmonii Narodowej. Od roku 2010 do 2017 piastował stanowisko dyrygenta-szefa Trondheim Symfoniorkester, a następnie mianowano go honorowym dyrygentem gościnnym Trondheim Symfoniorkester & Opera. Jednocześnie pełnił funkcję dyrektora muzycznego Indianapolis Symphony Orchestra (2011-2021), pierwszego dyrygenta gościnnego Tokyo Symphony Orchestra (2012-2016) oraz pierwszego dyrygenta gościnnego NDR Elbphilharmonie Orchester (2015-2021). W jego repertuarze ważną rolę odgrywają utwory takich kompozytorów, jak Krzysztof Penderecki, Witold Lutosławski, Karol Szymanowski, Wojciech Kilar. Zajmuje się ponadto komponowaniem i aranżowaniem. Jest autorem muzyki filmowej. Od 2024 r. jest dyrektorem artystycznym Filharmonii Narodowej w Warszawie. 13 czerwca poprowadzi tam koncert zamykający sezon 2024-2025.

abe/ wj/

O Autorze

PAP Redaktor

© PowiemPolsce.pl

Dziedzictwo Wolności - Polacy na świecie

Miejsca Polaków na świecie

Zapisz się do newslettera

Jesteś tutaj