Wybierz kontynent

Piłkarski PP - drogi Pogoni Szczecin i Legii Warszawa do finału

Pogoń rozegrała pięć meczów w drodze do finału Pucharu Polski na PGE Narodowym, a Legia - cztery. Szczecinianie dwa razy do wygranej potrzebowali dogrywki, a ekipa z Warszawy zwyciężała w bardziej przekonujący sposób, choć w ćwierćfinale z Jagiellonią Białystok kontrowersji nie zabrakło.

Fot. PAP

Po rocznej przerwie o trofeum i pięć milionów premii ponownie powalczą dwaj przedstawiciele ekstraklasy.

"Portowcy" wrócą na reprezentacyjny obiekt po 12 miesiącach, by sięgnąć nie tylko po premierowy triumf w PP, ale i w ogóle pierwsze trofeum do klubowej gabloty, bo na mistrzostwo kraju muszą poczekać co najmniej do przyszłego sezonu. Poza tym będą chcieli w piątek - jak to określił ich kapitan i lider Kamil Grosicki - "naprawić to, co zepsuli" dokładnie przed rokiem, kiedy mieli Puchar Polski na wyciągnięcie ręki, a ostatecznie przegrali po dogrywce z pierwszoligową Wisłą Kraków 1:2.

"Bardzo mnie boli ta porażka, nie zapomnę tego meczu do końca życia, bo bardzo chcieliśmy zdobyć dla kibiców, dla siebie, dla Pogoni pierwsze trofeum. My już w pewnym momencie praktycznie mieliśmy ten puchar w rękach" - powiedział wtedy po ostatnim gwizdku Grosicki, który obiecał, że zrobi wszystko, by wrócić na PGE Narodowy.

Słowa dotrzymał, bo szczecinianie zagrają po raz kolejny w finale w pierwszym możliwym terminie.

Drogę do stolicy rozpoczęli 24 września w Rzeszowie, kiedy w 1/32 finału wygrali z pierwszoligową Stalą 3:0, choć do 71. minuty prowadzili tylko 1:0.

"To była sroga lekcja futbolu" - przyznał pomocnik gospodarzy Andreja Prokic, a Grosicki zaznaczył: "W pierwszej połowie mieliśmy dużo sytuacji, żeby strzelić bramkę na 2:0 i trochę mecz uspokoić. Dominowaliśmy przez całe spotkanie, ale w takich meczach, jak się nie strzeli na 2:0, to przeciwnik stworzy jakąś sytuację i tak było".

W następnej rundzie "Portowcy" wyeliminowali innego pierwszoligowca - Odrę Opole, a jedyne trafienie w drugiej minuty dogrywki uzyskał 36-letni "Grosik".

Faza 1/8 finału to spotkanie z rywalem z ekstraklasy - Zagłębiem Lubin, które obfitowało w gole i przypominało bokserską wymianę ciosów. Pogoń na własnym stadionie prowadziła 2:0, 3:1, by zwyciężyć 4:3 po bramce jeszcze 18-letniego wtedy Patryka Paryzka w 88. minucie.

"Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego debiutanckiego gola przy Twardowskiego. Mecz pełen emocji, dużo zwrotów akcji. Koniec końców wygrywamy i przechodzimy dalej, a to jest najważniejsze" - skomentował Paryzek, a trener "Portowców" Robert Kolendowicz spuentował: "To był rollercoaster. Ci, co nie przyszli niech żałują, bo mecz mógł się podobać".

Już w 2025 roku w ćwierćfinale Pogoń okazała się lepsza od Piasta Gliwice, wygrywając po dogrywce 2:0. Ozdobą spotkania były gole ulubieńców szczecińskiej publiczności - Greka Efthymiosa Koulourisa i Kamila Grosickiego.

"Bramki fenomenalne. Dziękuję też Valentinovi Cojocaru za wszystkie interwencje, które pozwoliły nam zachować czyste konto. To był niezwykle trudny mecz, spotkały się dwa bardzo dobrze zorganizowane zespoły. Słowo +wiara+ nabrało dla mnie większego znaczenia. Nawet jeśli na początku nie mogliśmy odpowiednio wejść w mecz, to widziałem wiarę w końcowy sukces" - przyznał szkoleniowiec miejscowych.

W półfinale na drodze Pogoni stanęła debiutująca na tym poziomie Puszcza Niepołomice. Zespół ze Szczecina zwyciężył na wyjeździe 3:0, ale na przebieg potyczki duży wpływ miała obroniona przez rumuńskiego golkipera gości "jedenastka" przy wyniku 1:0.

"Cieszę się bardzo, że znowu awansowaliśmy do finału i mogę obiecać, że zrobimy wszystko co w naszej mocny, aby go wygrać. Mamy swoje doświadczenia i wierzę, że na tej bazie na koniec tych rozgrywek będziemy szczęśliwi" - powiedział trener Kolendowicz.

Pogoń zagra w finale po raz piąty; wszystkie dotychczasowe przegrała różnicą jednej bramki, w tym dwa po dogrywce.

Legia, która z 20 triumfami jest najbardziej utytułowaną drużyną tych rozgrywek, drogę do 27. w historii klubu finału rozpoczęła - ze względu na występy w Lidze Konferencji - od 2. rundy, czyli 1/16 finału.

31 października 2024 wygrała w Legnicy z pierwszoligową Miedzią 2:1, choć to gospodarze na początku drugiej połowy objęli prowadzenie. Stołeczny zespół odpowiedział trafieniami Bartosza Kapustki z rzutu karnego i Brazylijczyka Luquinhasa.

"Jestem bardzo zadowolony z reakcji drużyny po stracie gola, bo nie spanikowaliśmy. Po przerwie spowodowanej zadymieniem boiska strzeliliśmy na 2:1, ale wtedy rozpoczęła się część meczu, z której jestem bardzo niezadowolony. Straciliśmy kontrolę nad spotkaniem. W jednej sytuacji uratował nas Gabriel Kobylak, ale Miedź miała kolejne swoje szanse. Oczekuję od swojej drużyny większej kontroli nad meczem i lepszej organizacji gry w obronie. Ta końcówka mnie nie zadowala" – ocenił portugalski szkoleniowiec legionistów Goncalo Feio.

Dużo łatwiej poszło jego piłkarzom w kolejnej rundzie, gdy w Łodzi pokonali innego pierwszoligowca - ŁKS 3:0, m.in. po dwóch trafieniach Hiszpana Marca Gaula. Nad spotkaniem, szczególnie w przypadku gości, unosił się jednak duch Lucjana Brychczego, legendy klubu, która zmarła trzy dni wcześniej.

"To nie jest mecz ani tydzień, kiedy możemy cokolwiek świętować. Cały nasz klub jest w żałobie i jedyne, co mogliście zrobić, to wygrać. Zwyciężyliśmy, by choć trochę ulżyć jego rodzinie oraz naszym kibicom" - powiedział Feio.

Wiele nie do końca sportowych emocji wzbudził ćwierćfinałowy pojedynek Legii z Jagiellonią Białystok. Po bramkach w końcówce Japończyka Ryoi Morishity gospodarze wygrali 3:1, ale wcześniej sporo kontrowersji wywołały decyzje sędziów o nieprzyznaniu "Jadze" dwóch rzutów karnych, przy czym w jednym przypadku chodziło o odwołanie go po interwencji VAR.

Trener pokonanych Adrian Siemieniec nie krył rozczarowania, ale nie chciał oceniać pracy i decyzji arbitrów, choć zaznaczył, że były kluczowe dla wyniku i przebiegu spotkania. Bronił ich odpowiadający za VAR tego wieczora Szymon Marciniak. Jak argumentował, w przypadku rzekomego zagrania ręką Ilji Szkurina miał do dyspozycji ujęcia z siedmiu kamer i żadne nie dowiodło, że piłka uderzyła w rękę białoruskiego napastnika Legii, choć tym "śmierdziało", a w sprawie anulowania "jedenastki" stwierdził, że wcześniej był faul na jednym z zawodników Legii, dlatego "rzut karny i tak musiałby zostać odwołany nawet wtedy, gdyby Paweł Wszołek rzeczywiście popełnił faul w polu karnym".

Legioniści zameldowali się w półfinale, który okazał się ich najłatwiejszą przeszkodą w tej edycji. Trafili bowiem na pogrążony w kryzysie pierwszoligowych Ruch Chorzów i na Stadionie Śląskim bez większych kłopotów wygrali aż 5:0. Jedynym minusem był fakt, że urazów nabawili się Gual i Kapustka. Pierwszy wrócił niedawno do gry, ale drugi nie wystąpi do końca sezonu.

"Jestem szczęśliwy, że osiągnęliśmy finał. Pozostał nam w tych rozgrywkach jeszcze jeden krok, dlatego jednak to szczęście jest jeszcze umiarkowane" - skomentował Feio.

"Dla kibiców na pewno to będzie kapitalna reklama polskiej piłki, zagrają bowiem dwie drużyny umiejące tworzyć widowisko" - powiedział Portugalczyk o finale, który rozpocznie się w piątek o godz. 16.

Drogi Pogoni i Legii do finału Pucharu Polski:

Pogoń:
1/32 finału - Stal Rzeszów (1.liga) 3:0
1/16 finału - Odra Opole (1. liga) 1:0 dogr.
 1/8 finału - Zagłębie Lubin 4:3 
 1/4 finału - Piast Gliwice 2:0 dogr.
 1/2 finału - Puszcza Niepołomice 3:0 

Legia:
1/16 finału - Miedź Legnica (1. liga) 2:1
 1/8 finału - ŁKS Łódź (1. liga) 3:0
 1/4 finału - Jagiellonia Białystok 3:1
 1/2 finału - Ruch Chorzów (1. liga) 5:0

(PAP)

pp/ bia/

O Autorze

PAP Redaktor

© PowiemPolsce.pl

Dziedzictwo Wolności - Polacy na świecie

Miejsca Polaków na świecie

Zapisz się do newslettera

Jesteś tutaj