2 szwadron kawalerii wchodzący w skład II Brygady Legionów brawurowo ruszył szarżą na potrójną linie rosyjskich okopów. Odrodzona kawaleria potrzebowała nowego mitu założycielskiego. Zadbali o niego ułani spod Rokitny, choć bez sukcesu Somosierry.

Można przypuszczać, że pomysł, by trzy linie rosyjskich okopów zdobywać szarżą, pochodził od dowodzącego nią rotmistrza Zbigniewa Dunin-Wąsowicza. Nie wiadomo tego na pewno Czy rozkaz wydał szef sztabu Brygady? Czy to osobisty pomysł polskiego oficera? Rotmistrz (od niedawna, od siedmiu miesięcy zaledwie noszący kapitańskie gwiazdki) poprowadził atak w szwoleżerskim stylu Somosierry. Tak też zresztą mówiło się o Rokitnej – siostra Somosierry. Różnic między obu atakami jest jednak bez liku.
Młoda kadra
33-letni żywot rotmistrza Dunin-Wąsowicza przypomina setki legionowych biografii: austriacka szkoła oficerska, pierwszy i drugi stopień oficerski w armii zaborcy, zwolnienie na własną prośbę i zaciąg do którejś z podziemnych organizacji patriotycznych, najczęściej do Strzelca lub (nieco później) do P.O.W. Zbigniew Dunin-Wąsowicz wstąpił do Strzelca. Po mobilizacji latem 1914 roku objął dowództwo szwadronu Sokołów Konnych, czyli konnego oddziału sformowanego spośród członków Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Walki pod Kielcami, jak przystało na tych, którzy powoływali się później na Pierwszą Kompanię Kadrową i jej cały szlak. W tym czasie jego oddział łączy się z bardziej znanym – Władysława Beliny-Prażmowskiego, a przyszły rotmistrz, zaledwie po 17 dniach od wymarszu „Kadrówki”, znów jest w Krakowie, gdzie zajmuje się szkoleniem legionowych kawalerzystów. W znacznej mierze dzięki niemu gotowość bojową osiągają utworzone właśnie 2 i 3 szwadron kawalerii, które już w październiku trafiają na Węgry w składzie II Brygady Legionów. Zbigniew Dunin-Wąsowicz znów jest w polu, 26 października, dowodząc wciąż przemieszczającym się szwadronem, bierze udział w pierwszym ważnym boju.
W uznaniu zasług awansuje na rotmistrza i prowadzi szwadron w wyjątkowo gorącym czasie potyczek i szarż na Huculszczyźnie, w Małopolsce i na Bukowinie. Po reorganizacji struktur II Brygady, w czerwcu 1915 roku, Wąsowiczowi przydzielono cały dywizjon w sile dwóch szwadronów.
Dorównać przodkom
Jest w czerwcowej rokitniańskiej szarży coś, co łączy ją z Somosierrą, to oczywiste skojarzenie. Na pewno czuć w niej chęć dorównania Kozietulskiemu i jego szwoleżerom, potrzebę powtórzenia wyczynu. Bo Rokitna niewątpliwie była wyczynem. A rotmistrz Dunin-Wąsowicz do poprowadzenia takiej szarży aż się rwał. Jego pradziad, Mikołaj, był bowiem jednym z tych nielicznych, którzy w listopadzie 1808 roku w wjechali w hiszpański wąwóz.
Szarża prawnuka-ułana była nie mniej spektakularna niż szarża pradziadka-szwoleżera. Podobnie jak w Hiszpanii, atakujący nie mieli innych pomysłów. Podobnie jak w Hiszpanii, atakowało Imperium a walczyli Polacy. Austriacy, którzy na Ukrainie usiłowali przełamać linie rosyjskiej obrony – potrójny ciąg okopów z przedpolem pokrytym ogniem artyleryjskim – chcieli użyć piechoty. Rzeczywiście, to piechota miała zdobywać głębokie, rosyjskie okopy. Straty jednak byłyby niemałe zważywszy na ciągły ogień artyleryjski wspierający obrońców.
13 czerwca, dowodzący od kilku dni dywizjonem kawaleryjskim, rotmistrz Dunin-Wąsowicz, został wezwany do szefa sztabu II Brygady Legionów. Narada trwała do południa. Piechota miała zdobywać okopy, kawaleria zaś wesprzeć ją przeprowadzając atak z lewej flanki. Szwadronami dowodzili porucznicy, rotmistrz prowadził cały atak. Zachowując 3 szwadron w odwodzie, sam na czele szwadronu 2 poprowadził brawurową szarżę na rosyjskie okopy. 62 ułanów szarżowało pod ostrzałem artyleryjskim. Bez szwanku wróciło 6.
- opisywał śmierć rotmistrza uczestnik ataku, późniejszy generał, Stanisław Roztworowski.
Szarża trwała 13 minut. Nie powiodła się. Ułani przegalopowali nad rosyjskimi okopami, jednak nie udało się zadać nieprzyjacielowi cięższych strat. Nie udało się skoordynować ataku kawalerii z działaniami piechoty (nie wiadomo do końca dlaczego). Wsparcie artyleryjskie dołączono zbyt późno. Szarża została odparta, Rosjanie pozostali w okopach, wycofali się dopiero w nocy. W ataku poległo 15 ułanów, w tym obaj dowódcy szwadronów, 3 żołnierzy zmarło z ran. Do tego ranni, zaginieni, wzięci do niewoli.
Bilans szarży był straszliwy – z walki wyeliminowano 90 procent stanu szwadronu. Atakowi wszystko można jednak zarzucić poza brakiem brawury. Rokitna stała się na zawsze punktem odniesienia dla odrodzonej polskiej jazdy, później kawalerii. Obraz konia przeskakującego w pełnym cwale przez okopy i ułana w furażerce biorącego solidny zamach szablą zza ucha wyobrażony przez Wojciecha Kossaka, tak bardzo zadomowił się w zbiorowej pamięci, że nawet powstały niedawno film Dariusza Gajewskiego „Legiony” odtwarza go na ekranie. I taki był największy sens Rokitny – nowa kawaleria nowego Wojska Polskiego potrzebowała nowego mitu założycielskiego. Szarża rotmistrza Dunin-Wąsowicza takiego mitu dostarczyła.
Węgierskie galuszki Składniki:
2 szklanki mąki pszennej
2 jajka
1/2 szklanki wody
1/2 łyżeczki soli
Mąka do podsypywania.
Sposób przygotowania:
* W dużym naczyniu wymieszać mąkę i sól. Dodać jajka i wodę i dobrze zagniatać, aż powstanie jednolite ciasto o konsystencji gęstej śmietany.
* Zagotować wodę, osolić.
* Ciasto z naczynia wyłożyć na obsypaną mąką blachę.
* Za pomocą łyżki brać porcje ciasta i formować kulki o średnicy około 1-2 centymetrów.
* Delikatnie wkładaj kulki ciasta do gotującej się wody. Nie należy wrzucać wszystkich na raz, łatwo się kleją.
* Gotować przez 3-5 minut, aż wypłyną na powierzchnię wody. Powinny być miękkie, ale nie rozpadające się.
* Odcedzić galuszki za pomocą sitka lub cedzaka.
Można je podawać z gęstymi sosami, gulaszem lub polane topionymi skwarkami.