Pierwsze przedstawienie najsłynniejszej polskiej komedii przeszło bez echa, ale we lwowskim teatrze grano ją później przez 30 lat. W tej samej obsadzie. Według krytyki „niepolski” dramat Fredry zyskał z czasem charakter dokładnie przeciwny, stając się tekstem „narodowym”.

Lwowska premiera „Zemsty” to same nowości. Po pierwsze, Aleksander Fredro napisał komedię historyczną. Akcja, której pierwowzorem był zupełnie współczesny graniczny spór właścicieli zamku w Odrzykoniu, znany pisarzowi z rodzinnych perypetii, została przeniesiona w przeszłość. Podobno nie było to łatwe.
Pierwotnie Fredro chciał napisać współczesną satyrę. Umieszczenie akcji w przeszłości było ryzykowne zarówno ze względu na pionierski charakter takiego rozwiązania i nieznaną reakcję publiczności, jak i na możliwość oskarżenia o atak na polską przeszłość (jeden z protagonistów jest byłym konfederatem barskim). Można jednak domniemywać przeciwnie – że historyczny sztafaż miał pomóc dramatopisarzowi w uznaniu go za autora bardziej „polskiego”.
Niepolski charakter
W roku 1834 Aleksander Fredro miał już za sobą kilkanaście utworów komediowych, spośród których znakomita większość trafiła na scenę. Jednak lata 30. XIX wieku oznaczały dla pisarza kłopoty. Seweryn Goszczyński, poeta romantyczny, demokratyczny i patriotyczny, zaciekle, długotrwale i konsekwentnie (choć anonimowo) atakował dawnego oficera napoleońskiego, ale i osiadłego hrabiego z austriackim tytułem. Minęło zaledwie kilka lat od upadku Powstania Listopadowego,
Lwów, ze względu na stosunkowo liberalne podejście władz, stał się najważniejszym polskim ośrodkiem wymiany myśli. Młody Seweryn Goszczyński był tam postacią niezwykle popularną. Rok później, w słynnym tekście „Nowa epoka poezji polskiej” zarzuci Fredrze „niepolski charakter” utworów, przez co ten ostatni na kilkanaście lat zamilknie. Choć utwór Goszczyńskiego nie ukazał się jeszcze drukiem, konflikt już trwał i zbliżał się do apogeum.
Milcząca krytyka
Tutaj druga nowość: publiczność lgnęła do lwowskiego teatru a dramat cieszył się ogromnym powodzeniem. Gazety jednak milczały. Prawdopodobnie to konflikt z Goszczyńskim i pokpiwanie w „Zemście” z różnych (polskich) cech sprawiło, że krytyka zamilkła.
„Pan Fredro jak wszędzie w charakterach jest nowy i mocny, tak i tu rozwinął je bardzo trafnie, i, że tak rzekę, oparł na historycznych podaniach naszych ojców w początkach drugiej połowy zeszłego wieku. Między innymi udały mu się szczególnie dwa charaktery: junaka z czasów konfederacji barskiej i powolnego, zimnego, grzecznego, ale chytrego rejenta, w którym przywołał nam na pamięć czasy znanej palestry. Cała sztuka ma wiele scen wzorowych, wiele dowcipu, ale szczególnie akt czwarty jest pełen najzabawniejszych sytuacyj” – czytamy w jedynej (!) recenzji, jaka ukazała się po premierze. Kolejną opublikowano dopiero w roku 1841. Sześć lat później.
„Zemsta” na zawsze
Trzecia nowość związana z „Zemstą” polegała na tym, że wbrew milczeniu prasy, a nawet wbrew celowemu pomijaniu dramatu w omówieniach dzieł Fredry, spektakl latami nie schodził z afisza. Grano go w lwowskich teatrach (teatrach, bo po ośmiu latach od premiery miejski teatr przeprowadził się do nowego gmachu) kilka razy w sezonie, nieprzerwanie przez kilkadziesiąt lat. Z czasem spektakl stał się stałym elementem lwowskiej kultury, wychwalanym i opisywanym.
Największa burza, jaką wywołała „Zemsta”, miała miejsce dopiero trzydzieści lat po premierze. Od 1834 roku bowiem, w role Cześnika i Rejenta, również nieprzerwanie, wcielali się Jan Nepomucen Nowakowski i Witalis Smochowski.
Obaj aktorzy z czasem zostali współdyrektorami lwowskiego teatru a po raz ostatni wystąpili w „Zemście” (symbolicznie kończąc karierę), w marcu 1864 roku, po trzech dekadach odtwarzania postaci głównych protagonistów. Nic dziwnego, że nowa obsada, która pojawiła się w 1865 roku, nie została przyjęta entuzjastycznie. Lwowianie nie wyobrażali sobie dramatu inaczej, niż z rolami Nowakowskiego i Smochowskiego.
Pomnikowa komedia
Zemsta w tej interpretacji urosła do rozmiarów legendy. „Kto nie widział p. Nowakowskiego w Cześniku, ten nie będzie już nigdy widział szlachcica polskiego. Z Nowakowskim zstąpi do grobu tradycja szlachcica ostatnich czasów, z jego wszystkimi ruchami, co to rubaszne, a przecież wdzięczne, rzutkie a przecież okrągłe. Ani kontusza nikt już tak nosić nie umie, ani rękawa zarzucić, ani ręki za pas wsadzić.” Pisał recenzent krakowskiego „Czasu” po występach lwowian w Krakowie w roku 1862.
Nic dziwnego, że wystawienie „Zemsty” w nowej obsadzie wywołało we Lwowie trzęsienie ziemi. Zwłaszcza, że – jak trzy dekady wcześniej – właśnie umilkły wystrzały powstania. W roku 1865 pierwotną inscenizację wspominano jak narodową pamiątkę.
„[…] kiedy Cześnik, dobywszy szabli barskiej, zdejmuje czapkę, i jakby modlitwę wypowiada jej dzieje. Krótka ta scena odsłaniała nam nagle owe czasy cudów męstwa, cudów poświęcenia i cudów nieba samego, wśród których walczyli i ginęli rycerze Marii i jej klientki. Łza cisnęła się gwałtownie, gdy spuściwszy ją potem, próbował ręki i broni. I broń nie zawodziła, i ręka by nie zawiodła – ale… więc schował ją z westchnieniem do pochwy. Do tej próby nie dodał poeta słów, ale dał je artysta mimiką – i publiczność rozumiała. Była to u Nowakowskiego scena historyczna, godna całego poematu” – pisał o „starej” inscenizacji lwowski dziennikarz.
Z czasem więc „niepolski” dramat Fredry zyskał charakter dokładnie przeciwny, stając się, może nawet wbrew zamiarowi autora, tekstem „narodowym” i traktowanym z nadmierną czasem powagą, dzieląc tym samym losy pełnej facecji i dowcipów litewskiej epopei Mickiewicza.
Polewka na śniadanie
„Cóż, polewki dziś nie dacie? Długoż na czczo będę czekać?” – wykrzykuje w pierwszym akcie Cześnik do Dyndalskiego. Rzecz dzieje się przy śniadaniu, a „polewka”, na którą czeka Raptusiewicz to niemal na pewno polewka piwna – standardowe polskie śniadanie o bardzo długim trwaniu – od średniowiecza po wiek XIX. Zupa z gotowanego piwa z wkruszonymi kawałkami sera, czasem z jajkiem, czasem ze śmietaną, nosiła różne nazwy. Gramatka (a czasami gamratka), faramuszka (a czasami farmuszka), biermuszka i wreszcie – po staremu: caseata. Ta ostatnia nazwa pojawia się w końcu wieku XIV i pochodzi od łacińskiego słowa caseus – ser.
Wersji polewki piwnej jest wiele, jednak piwo i ser (choć w wydaniu postnym z sera rezygnowano) są jej stałymi elementami. Różne przepisy zalecały dodawanie kapusty, masła, cukru, imbiru, kminku – istniały wersje droższe i tańsze a polewkę piwną jadali mężczyźni, kobiety i dzieci. Poniższy (lekko uwspółcześniony) przepis pochodzi z książki Lucyny Ćwierczakiewiczowej „365 obiadów za pięć złotych” z 1860 roku.
Polewka z piwa ze śmietaną
Składniki:
Litr piwa
Ćwierć litra gęstej śmietany
4 żółtka
Kilka łyżek drobnego cukru
5 kromek chleba pokrojonego w kostkę
Ćwierć kilo twardego, tłustego twarogu pokrojonego w kostkę
Cynamon do smaku
Sposób przygotowania:
– Zagotować piwo
– W osobnym naczyniu starannie rozmieszać śmietanę i żółtka z łyżką cukru
– Przełożyć mieszankę do dużego garnka
– Powoli wlewać do mieszanki zagotowane piwo ciągle mieszając
– Do wazy lub na talerze położyć chleb i ser
– Podgrzać mieszankę piwno-śmietanową, zalać nią chleb i ser
Polewkę podawać posypaną cynamonem i cukrem wedle uznania.
Korzystałem z hasła „Aleksander Fredro. Zemsta” Agnieszki Marszałek w „Encyklopedii teatru polskiego”.