18 stycznia 1919 roku rozpoczęła się konferencja pokojowa zamykająca Wielką Wojnę i wprowadzająca nowy ład na świecie. Kończący ją Traktat Wersalski przyniósł Polsce uznanie niepodległości.

To dla Polaków wydarzenie szczególne, jedno z bardzo niewielu w historii, kiedy światowy układ sił rozłożył się tak szczęśliwie. Poprzedni sukces tej skali na międzynarodowym kongresie miał miejsce chyba podczas soboru w Konstancji w 1418 roku, kiedy Królestwo Polskie wywinęło się krzyżackim oskarżeniom i mimo niechęci nowego papieża, wyszło politycznie i dyplomatycznie wzmocnione.
Nie będzie wielkiej przesady w stwierdzeniu, że 500 lat później rolę Pawła Włodkowica odegrał Roman Dmowski czy szerzej – Komitet Narodowy Polski z Ignacym Janem Paderewskim, bez którego zapewne Polska nie zostałaby jednym z największych (największym?) beneficjentów Konferencji Paryskiej i Traktatu Wersalskiego.
Polska tożsamość
Pół roku, od stycznia do końca czerwca 1919 roku to czas, w którym wreszcie, poza wartościami symbolicznymi, ujawnił się praktyczny sens powstań, ciągłych prób stworzenia siły wojskowej na wygnaniu, politycznych działań emigracyjnych i – bywało – patetycznych gestów wykonywanych w ciągu stuleci z okładem.
Polska po prostu była, istniała w świadomości dyplomatów biorących udział w Konferencji, mimo politycznego niebytu czy – precyzyjniej – na początku procesu odrodzenia. Oczywiście, jesienią 1918 roku, miejsce rozpadłych, ponadnarodowych imperiów zajęły młode państwa narodowe. Stałoby się tak zapewne bez względu na wynik Konferencji Paryskiej. Jednak ważne jest to, co wydarzyło się potem, odpowiedź, jaką poszczególne nowe twory polityczne uzyskały na pytanie o kształt granic.
Nowy ład
Odpowiedź ta zależała nie tylko od czynników czysto politycznych, ale także od tego, w jaki sposób społeczność międzynarodowa zareaguje na pośpieszne, gorączkowe działania zbrojne tworzących się nowych państw – uzna je za niedopuszczalne, naruszające dopiero odzyskany pokój w Europie czy przeciwnie – za uzasadnione (historycznie, narodowościowo itd.).
W nowej sytuacji politycznej władze nowych państw rozumiały, że czas jest czynnikiem kluczowym, że teraz właśnie jest moment wytyczania granic i że sytuacja może zezwolić na politykę faktów dokonanych.
Debel dyplomatyczny
Duet Dmowski-Paderewski okazał się w Paryżu prawdziwym dream-teamem. Obaj budzili powszechny podziw doskonałą znajomością języków obcych. Pierwszy potrafił jasno wykładać polskie racje w duchu politycznego realizmu, dając wyraz świadomości nowych czasów i umiejąc odrzucać argumenty sentymentalne. „Jako punkt wyjścia naszych uwag przyjmujemy rok 1772, czyli datę pierwszego rozbioru i za nasze najświętsze prawo uważamy odzyskanie tego, co wyrwały nam przemocą państwa dzisiaj w gruzach leżące. Jednocześnie nie mamy bynajmniej zamiaru korzystać z tego prawa w całej rozciągłości. Zdajemy sobie sprawę najzupełniej, że przez te 150 lat ubiegłych od rozbioru Polski na naszych kresach wschodnich zaszły zmiany, z którymi liczyć się musimy” – pisał Dmowski do przewodniczącego Komisji Terytorialnej.
Drugi – światowej sławy artysta, idol „kulturalnej publiczności” Europy i Ameryki, rozpoznawalny i wszędzie deklarujący się jako Polak, był doskonałym kandydatem na polskiego premiera (co przekonywało nawet nieprzychylnie wówczas do sprawy polskiej nastawionych Brytyjczyków).
Mistrzowie PR
No i sprzymierzeńcy. Zapewne Dmowski miał szansę wygłosić swoje słynne, pięciogodzinne przemówienie przekonujące międzynarodowych dyplomatów do sprawy polskiej, dzięki Georges’owi Clemenceau, premierowi Francji i jednemu z najpotężniejszych graczy Konferencji. Czy polski polityk został (z zaskoczenia) zaproszony do wzięcia udziału w posiedzeniu elitarnej, decyzyjnej Rady Dziesięciu dlatego, że stworzona przez niego i Paderewskiego Armia Polska we Francji zdążyła wziąć udział w walkach na froncie zachodnim? Fakt, że Polskę uznano za stronę wojującą (i zwycięską!) zawdzięczamy właśnie Błękitnej Armii, utworzonej pod koniec wojny u boku Ententy.
Czy słynny „trzynasty punkt” Woodrow Wilsona, w którym domaga się utworzenia niepodległego państwa polskiego, nie jest konsekwencją strategii długotrwałego uwodzenia amerykańskiego prezydenta przez Ignacego Paderewskiego? Pianista już w 1915 roku zmusił do płaczu (nad losem Polski) jego doradcę, a później doprowadził do serii spotkań z samym Wilsonem.
Uczta sprzymierzeńców
„Nigdy, jak w owej sali, nie odczuwało się historycznej powagi chwili, dla nas, Polaków, poważniejszej niż dla kogokolwiek” – wspominał Dmowski chwile podpisania Traktatu. Nim jednak do tego doszło, przychylni Polsce politycy musieli się spotkać w Paryżu: to Clemenceau, Wilson i Lloyd-George układali nową mapę Europy. Dwaj pierwsi popierali polskie dążenia. Na samym początku Konferencji Paryskiej francuski premier wydał na cześć amerykańskiego prezydenta słynny bankiet – z wytwornym menu, świetnymi winami i amerykańsko-francuskim programem muzycznym.
Wśród skomplikowanych dań (serca karczochów w sosie velouté, comber jagnięcy w musie z wątróbki) znalazło się jedno danie proste, włączone do menu zapewne na cześć amerykańskiego gościa. Były nim młode indyki z rożna. Zapewne nienadziewane, zapewne wolno pieczone. Tak jak ten.
Młody indyk z rożna
Składniki:
Możliwie niewielki młody indyk
Sól
Pieprz
Rozmaryn lub zioła prowansalskie
¼ szklanki oliwy
Sposób przygotowania:
- Rozgrzać piec do 180 stopni
- Oczyszczonego indyka umyć i osuszyć
- W misce wymieszać oliwę i przyprawy
- Oliwą z przyprawami nasmarować indyka z zewnątrz i w środku
- Nadziać indyka na rożen głęboko wbijając i starannie dokręcając podtrzymujące kolce rożna
- Związać indykowi nogi (mogą przeważać rożen)
- Umieścić rożen w piecu
- Pod indykiem umieścić kratkę z brytfanką, do której będzie ściekał tłuszcz
- Piec przez 2-3 godziny (w zależności od wagi indyka), polewając tłuszczem co 20 minut
- Po 2 godzinach delikatnie nakłuć sprawdzając czy jest gotowy
- Jeśli indyk jest upieczony, na 10 minut podnieść temperaturę maksymalnie, żeby uzyskać chrupiącą skórkę
- Po zdjęciu z rożna pozwolić indykowi „odpocząć” przez 5 minut
Jeśli piekarnik nie jest wyposażony w rożen, można piec indyka w brytfannie (piersią do góry) pamiętając jednak o częstym polewaniu.